wtorek, 10 lipca 2012

wywiady

Wywiad dla Rolling Stone. 

 27 stycznia 1994


Fricke: Poza tym, że nic się dzisiaj nie udawało, opuściliście scenę nie zagrawszy "Smells Like Teen Spirit". Dlaczego?

Kurt: Tego byłoby za wiele [śmieje się]. To tylko pogorszyłoby sytuację. Nawet nie pamiętam solówki z "Teen Spirit". Potrzebowałbym jakichś pięciu minut za kulisami, żeby ją sobie przypomnieć, ale to mnie nie interesuje. Nie wiem, czy jestem taki leniwy, czy może już mi tak nie zależy na tej piosence. Nadal lubię grać ten kawałek, ale to trochę wstyd grać "Teen Spirit".

Fricke:Dlaczego? Czy jej sukces nadal cię wkurza?

Kurt: Tak. Wszyscy przywiązują tak wielką wagę do tej piosenki. Jest taka popularna dlatego, że ludzie słyszeli ją milion razy w MTV. Wtłoczono im ją do głów. Myślę, że wiele piosenek, które napisałem, jest równie dobrych, jeśli nie lepszych. Weźmy na przykład "Drain You". Jest na pewno równie dobra jak "Teen Spirit". Uwielbiam ten tekst i nigdy nie znudziło mi się jej grać. Może gdyby była tak popularna jak "Teen Spirit", nie lubiłbym jej tak bardzo. Jeżeli chodzi o "Teen Spirit" z ledwością zmuszam się, żeby ją zagrać. Szczególnie wtedy, gdy występ jest równie nieudany jak dzisiejszy. Dosłownie mam ochotę rzucić gitarę i odejść. Nie umiem udawać, że dobrze się bawię.

Fricke: Ale musiałeś się nieźle bawić, kiedy ją pisałeś?

Kurt:Ćwiczyliśmy od jakichś trzech miesięcy. Czekaliśmy na podpisanie kontraktu z Geffen. Dave i ja mieszkaliśmy w Olympii, a Krist mieszkał w Tacoma. Co wieczór jeździliśmy do Tacomy na próby i chcieliśmy pisać piosenki. Próbowałem stworzyć coś bardzo popowego. Tak naprawdę za pierwszym razem próbowałem zerżnąć coś z The Pixies. Tak bardzo się z nimi identyfikowałem, że powinienem zostać członkiem zespołu lub przynajmniej członkiem ich supportu. Wykorzystaliśmy ich dynamikę, polegającą na cichym, wolnym początku i narastającym hałasie. „Teen Spirit" opiera się na zupełnie banalnym riffie. Jest bardzo podobny do tego z „Louie, Louie" zespołu Boston. Kiedy doszedłem do solówki, Krist spojrzał na mnie i powiedział - „To jest śmieszne". Zmusiłem ich do grania tego przez półtorej godziny.


Fricke:Skąd pochodzi linijka „Oto jesteśmy. Zabawiajcie nas"?

Kurt:To jest część tekstu, którego używałem za każdym razem, gdy szedłem na jakąś imprezę, żeby przełamać lody. Wiele razy stanie w pokoju pomiędzy ludźmi jest nudne i męczące, więc za każdym razem mówiłem „Oto jesteśmy. Zaprosiłeś nas. Zabawiaj nas".

Fricke:Jak się czułeś, widząc, ze piosenka, którą napisałeś w hołdzie jednemu z ulubionych zespołów, staje się grungeowym hymnem? Nie mówiąc już o tym, że stał się przełomowym momentem w życiu młodej publiczności.

Kurt:Właściwie przez moment mieliśmy to, o co nam chodziło. Przez kilka lat w Seattle mieliśmy Lato Miłości i to było wspaniałe. Mogłem skoczyć w tłum z moją gitarą, a publiczność przenosiła mnie na drugi koniec sali i z powrotem na scenę, nie raniąc mnie. To było przeżycie, którego nikt mi nie odbierze. Ale kiedy „Teen Spirit" dostało się do pierwszego obiegu, to się skończyło. Mam już dość zażenowania z powodu tej piosenki.

Fricke:To jest wasza pierwsza trasa od jesieni 1991, kiedy ukazała się płyta „Nevermind". Dlaczego czekaliście tak długo?
 Kurt o bólu brzucha.
Kurt:Potrzebowałem czasu, żeby zebrać myśli i odpocząć. Miałem wrażenie, że zarabiam tyle szmalu, że nie muszę już nigdy wyruszać w trasę. Miliony dolarów - 8 milionów za 10 milionów sprzedanych płyt - dla mnie to brzmiało jak masa pieniędzy, więc myślałem, że będę siedział i cieszył się nimi. Nie chcę, żeby to była wymówka, ale moje bóle brzucha były największą barierą, powstrzymującą mnie od wyruszenia w trasę. Zmagałem się z nimi bardzo długo. Kiedy ktoś doświadcza chronicznego bólu brzucha przez pięć lat, to pod koniec piątego roku jest praktycznie wariatem. Czułem się jak schizofrenik, jak mokry, zbity kot.

Fricke:Jak myślisz, ile z twojego fizycznego bólu jest w twoich piosenkach?


Kurt:To jest dość niebezpieczne pytanie. Naturalnie jeśli ktoś przeżywa jakieś trudności w swoim życiu, to oczywiście znajduje to odbicie w jego muzyce. Czasami to jest całkiem korzystne. Myślę, że i w moim wypadku tak było. Ale oddałbym wszystko, gdyby to dało mi zdrowie. Chciałem udzielić tego wywiadu po zagraniu kilku koncertów. Teraz mogę powiedzieć, że jak na razie jest to najprzyjemniejsza trasa, ze wszystkich, na których byłem. Szczerze. To nie ma nic wspólnego z tym, że gramy w większych salach czy z tym, że więcej ludzi wchodzi mi w tyłek. To dlatego, że mój żołądek przestał mnie dręczyć. Ja jem! Wczoraj zjadłem wielką pizzę. Byłem szczęśliwy, że mogę to zrobić. To działa na mnie bardzo pozytywnie. Ale z drugiej strony, zawsze obawiałem się, że kiedy skończy się mój problem z żołądkiem, nie będę kreatywny. Kto wie?... W tej chwili nie mam żadnych nowych piosenek. Podczas nagrywania każdego albumu zostaje nam od jednej do trzech niewykorzystanych piosenek. Są bardzo dobre i bardzo się nam podobają, więc w razie czego mamy jakiś hit powyżej przeciętnej. Tak więc następna płyta powinna być ciekawa, bo tym razem nic nam nie zostało. Po raz pierwszy zaczynam od zera. Nie wiem, co nagramy.

Fricke:Jedna z piosenek na „In Utero" nosi tytuł - „Nienawidzę siebie i chce umrzeć" (I Hate Myself And l Want To Die). Jak mamy to odczytać?

Kurt:Jako żart. Nic więcej. I właśnie dlatego postanowiliśmy umieścić ten utwór na płycie. Wiedzieliśmy, że ludzie tego nie załapią, że wezmą to na poważnie. To był żart, nabijaliśmy się z siebie. Ludzie myślą o mnie, jak o wkurzającym, wiecznie niezadowolonym schizofreniku, który nie myśli o niczym innym tylko o samobójstwie. „On z niczego nie jest zadowolony". Dlatego pomyślałem, że to zabawny tytuł. Długo myślałem o tym, czy nie zatytułować w ten sposób całej płyty, ale wiedziałem, że większość ludzi go nie zrozumie.

Fricke:Czy kiedykolwiek czułeś taką rozpacz, ból czy złość, że chciałeś się zabić?

Kurt:Tak, jakieś pięć lat temu, kiedy miałem okropne bóle brzucha. Codziennie chciałem się zabić. Wiele razy byłem bliski i tego. Przepraszam, że jestem taki szczery, gdy o tym mówię. To było podczas naszego tournee. Leżałem na podłodze i wymiotowałem powietrzem, ponieważ nie przyjmowałem nawet wody. A za 20 minut miałem wyjść na scenę i grać. Śpiewałem i plułem krwią. Tak nie da się żyć. Kocham grać, ale coś było nie tak, więc zdecydowałem się na kurację.Nawet jeśli to był żart, taka piosenka potrafi wstrząsnąć. Są dzieciaki, które z jakichś powodów stale myślą o samobójstwie.To właśnie wyróżnia nasz zespół. Chodzi o sprzeczność. To jest jednocześnie zabawne i na serio.

Fricke:Jakie listy otrzymujesz teraz od fanów?

Kurt:...Kiedyś czytałem bardzo dużo listów i byłem w to bardzo zaangażowany. Ale później byłem tak zajęty przy nagrywaniu płyty, że nie miałem czasu przeczytać ani jednego listu i bardzo źle się z tym czułem. Nie byłem nawet w stanie znaleźć dość energii, aby wydać naszego fanzina, który miał być przeciwwagą dla całej tej idiotycznej prasy. Miał opowiedzieć prawdę o zespole.To naprawdę trudne. Muszę przyznać, że robię wiele rzeczy, które robią inne gwiazdy lub są zmuszone robić. Nie odpowiadam na listy, nie jestem nabieżąco z muzyką. Większość czasu jestem odcięty. Świat zewnętrzny jest mi w dużej mierze obcy.Czuję się bardzo szczęśliwy, kiedy mogę wyjść do klubu. Niedawno mieliśmy wolny wieczór w Kansas i razem z Patem [Smear'em] zastanawialiśmy się dokąd pójść. Zadzwoniliśmy do radia, działającego przy miejscowym college'u, i zapytaliśmy, co się dzieje. Wyobraź sobie, że oni nie wiedzieli! Więc zadzwoniliśmy do baru, a tam właśnie grali Treepeople z Seattie.
Okazało się, że ludzie, których tam spotkałem, byli naprawdę mili, trójka świetnych dzieciaków grających w różnych zespołach. Przez całą noc świetnie się z nimi bawiłem. Zaprosiłem ich do hotelu. Pewnie trochę przesadziłem z tą gościnnością, ale cieszę się, że wciąż umiem to robić. Po prostu umiem znajdować nowych przyjaciół.A myślałem, że już tego nie potrafię. Kilka lat temu graliśmy w Detroit. Przyszło około dziesięciu osób. Zaraz obok był bar. Nagle wszedł tam Axl Rose z dziesięcioma czy piętnastoma ochroniarzami. Niezłe przedstawienie. Wszyscy zaczęli mu nadskakiwać. Gdyby przyszedł sam, nie byłoby takiego wielkiego cyrku, ale on tego chciał. Celowo ściągasz na siebie uwagę, jeżeli chcesz, żeby inni cię zauważyli.

Fricke:Jaki jest teraz twój stosunek do Pearl Jam? Krążyły plotki, że miałeś być na okładce „Time" razem z Eddie'm?

Kurt:Nie chcę się w to wgłębiać. Jedno czego się nauczyłem to to, że przygadywanie ludziom mi nie służy. Szkoda, bo ten spór między Nirvaną i Peari Jamem trwa już od tak dawna, a byliśmy już tak blisko rozwiązania go. Nigdy do końca nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi.Właściwie nic się nie stało. Przygadywałem im, bo nie lubiłem ich zespołu. Nie znałem wtedy Eddie'go osobiście. To moja wina, powinienem się przyczepić do wytwórni płytowej, a nie do zespołu. Po prostu sprzedawano ich. Nie wbrew ich woli... Nie zdawali sobie chyba sprawy, że próbuje się ich podpiąć pod grunge.

Fricke:Ani trochę im nie współczujesz? Podobnie jak Nirvaną musieli nagrać dobrą, drugą płytę.

Kurt:Współczuję im, ale wydaje mi się, że nie postarali się tak bardzo, jak my. Oni są zwykłym rockowym zespołem. To taki miły zespół, który wszyscy lubią. [Śmieje się]. Boże, mam w głowie jeszcze więcej cytatów na ten temat.Wkurzam się, bo wiem, że pracowaliśmy bardzo ciężko, żeby wypełnić tę płytę najlepszymi utworami. Może sobie pochlebiam, ale uważam, że jesteśmy najlepszym zespołem na świecie. Zdałem sobie sprawę, że wystarczy kilka chwytliwych kawałków na płycie, a reszta może być straszną chałą. Gdybym był sprytniejszy, nie wydałbym Nevermind, tylko rozłożyłbym te kawałki na piętnaście lat. Ale nie mogę tego zrobić. Wszystkie moje ulubione płyty zawierały same dobre piosenki: „Rocks" Aerosmith, „Never Mind The Botlocks" The Sex Pistols, „Led Zeppelin II" czy „Back In Black" AC/DC.
Jesteś również zadeklarowanym fanem The Beatles.
Tak. John Lennon był zdecydowanie moim ulubionym Beatlesem. Nie wiem, kto napisał, jakie piosenki, ale Paul McCartney jest żenujący. Lennon był oczywiście niezrównoważony [śmieje się],więc mogłem się z nim utożsamić.Dzięki książkom, które przeczytałem - a podchodzę bardzo sceptycznie do tego, co czytam - bardzo mu współczułem. Był zamknięty w swoim mieszkaniu. Mimo że bardzo kochał Yoko i dziecko, jego życie było więzieniem. Był uwięziony i to nie było w porządku. Ten sam problem miałem, gdy stawałem się osobą publiczną. Ludzie inaczej traktują takie osoby. To musi się zmienić, musi.Nie ważne, jak bardzo się starasz, zawsze wychodzi na to, że narzekasz. Mogę zrozumieć, że ktoś czuje się w ten sposób i to staje się jego obsesją. Bardzo trudno przekonać ludzi, żeby wyluzowali. Po prostu podchodźcie do tego spokojnie, trochę szacunku i wystarczy. My też mamy sraczkę [śmieje się].
„In Utero" może stać się najbardziej oczekiwanym i dyskutowanym albumem 1993 roku. 

Fricke:Czy podczas tych wszystkich zmian tytułu i zamieszania w prasie wywołanego przez Steve'a Albini nie czułeś, że to zaczyna 'się robić głupie? Przecież to tylko płyta.

Kurt:Tak, ale zdążyłem się już do tego przyzwyczaić [śmieje się]. Gdy nagrywaliśmy płytę, niczego takiego nie było. Nagrania trwały tydzień, a większość wokali zrobiłem w jeden dzień plus jakieś siedem godzin. Akurat miałem dobry dzień i jakoś poszło.

Fricke:Więc w czym problem?

Kurt:Nie chodziło o piosenki tylko o produkcję. Bardzo długo nie mogliśmy dojść, gdzie tkwi problem. Nie mieliśmy pojęcia, dlaczego nie mamy w sobie tej energii, towarzyszącej nam podczas nagrywania Nevermind. W końcu doszliśmy do wniosku, że wokal nie był dostatecznie głośny, a basu w ogóle nie było słychać. Nie słyszeliśmy ani jednego taktu Krista. Myślę, że kilka piosenek na In Utero można było jeszcze bardziej dopracować, szczególnie „Pennyroyal Tea". [piosenka - wersja album] Nie jest dobrze nagrana. Coś jest z nią me tak. Powinniśmy byli ją nagrać tak, jak piosenki na Nevermind, ponieważ wiem, że to bardzo dobra piosenka, potencjalny hit. Myślimy o zmiksowaniu jej na nowo.
Mierzysz i nie trafiasz. To naprawdę dziwna sprawa z tą piosenką. Żaden utwór nie sprawił mi tylu kłopotów, a z drugiej strony z żadnego nie byłem tak zadowolony.

Fricke:Porozmawiajmy o pisaniu piosenek. Twoje najlepsze utwory - „Teen Spirit", „Come As You Are", „Rape Me" czy „Pennyroyal Tea" - zaczynają się od linijek zaśpiewanych tym samym niskim, spokojnym tonem. Potem wchodzi refren na cały regulator i zagłusza cię. Więc co w końcu ma być pierwsze?


Kurt:Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Wydaje mi się, że zaczynam od tych kilku linijek, a potem przechodzę do refrenu. Ale zaczynam mieć dość tego schematu. Choć chyba nie można nic z tym zrobić. Opanowaliśmy go do perfekcji. To jest bardzo dynamiczny styl. Jest jeszcze wiele innych możliwości, które moglibyśmy wykorzystać. Krist, Dave i ja ćwiczyliśmy tylko jeden schemat - ten polegający na przechodzeniu z ciszy do hałasu. To trwa już tak długo, że powoli staje się nudne. To wygląda mniej więcej tak - „OK, gram ten riff. Gram cicho bez efektu, potem wchodzi pierwszy wers. Teraz włączamy efekt gitarowy, a Dave mocniej bije w perkusję".Chcę nauczyć się robić coś pomiędzy, nadać tej muzyce nieco psychodelicznego charakteru i rozbudować strukturę. Nie wiem, czy jako muzycy jesteśmy w stanie to zrobić.

Fricke:Piosenki takie jak „Dumb" i „All Apologies" faktycznie pokazują, ze szukacie drogi dotarcia do publiczności inaczej niż poprzez ten gitarowy atak.

Kurt:To prawda. Szkoda, że nie umieściliśmy takich piosenek na poprzednich albumach. Na Bleach nawet „About The Girl" było ryzykowne. Wtedy bardzo lubiłem pop, na przykład R. E. M. i wszystko, co pochodziło z lat sześćdziesiątych, ale istniała duża presja niezależnej sceny. Umieszczenie na płycie grungepopowego utworu w stylu R.E.M., tylko trochę bardziej chropowatego, było bardzo ryzykowne w tym środowisku.Nie zdołaliśmy pokazać publiczności lżejszego, bardziej popowego oblicza zespołu. Ciężka gitara, to jest właśnie to, co dzieciaki chcą usłyszeć. Lubimy tak grać, ale nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie ryczeć na całe gardło, na każdym koncercie.Czasami żałuję, że nie śpiewam piosenek w stylu Boba Dylana. Nie traciłbym głosu po każdym koncercie i mógłbym robić karierę, o której marzyłem.

Fricke:Co to oznacza dla Nirvany na przyszłość?

Kurt:Nie mogę spojrzeć w przyszłość i powiedzieć, że za dziesięć lat wciąż będę grał piosenki z Nirvaną. Nie chcę być zmuszony do robienia tego, co Eric Clapton. Nie chcę być złośliwy w stosunku do niego - darzę go wielkim szacunkiem - ale nie chcę dopasowywać swoich piosenek do mojego wieku.

Fricke:„Rape Me" jest najbardziej kontrowersyjną piosenką na płycie „In Utero". Ma w sobie coś, co czyni ją wspaniałą, ale tekst i tytuł wywołały sprzeciw. Nie wśród DJ-ów, ale wśród kobiet, które twierdzą, że to wulgarne, kiedy mężczyzna używa takiego mocnego i wywołującego emocje słowa.

Kurt:Rozumiem ich punkt widzenia, wiele razy o tym słyszałem. Momentami czułem, że tego żałuję, kiedy indziej chciałem się bronić. Właściwie chciałem napisać piosenkę, która wyrażałaby poparcie dla kobiet i opowiadała o gwałcie. Od tylu lat ludzie mają trudności z właściwym odczytaniem naszych tekstów, więc postanowiłem być dosłowny w tym przypadku. Jak mocno powinienem napiętnować ten temat? Jak dużymi literami mam to powiedzieć? Może to nie wygląda ładnie, ale gwałcona kobieta jest wściekła i zdaje się mówić - "No dalej, zgwałć mnie, zaczynaj, i tak dostaniesz to, czego chcesz".Głęboko wierzę w karmę i w to, że taki skurwysyn dostanie za swoje. Zostanie złapany, pójdzie do więzienia, a tam, to on zostanie zgwałcony. Więc kobieta zdaje się mówić - "zgwałć mnie, zrób to - ty będziesz miał jeszcze gorzej".

Fricke:Co powiedziała Courtney, kiedy usłyszała tę piosenkę?


Kurt:Myślę, że zrozumiała. Wytłumaczyłem jej to chyba lepiej niż tobie. Chcę przy okazji powiedzieć, że pisząc tę piosenkę, wcale nie chciałem być kontrowersyjny. To była ostatnia rzecz, jakiej wtedy pragnąłem. Nie chcieliśmy jej wydać tylko po to, żeby rozzłościć rodziców i mieć feministki na karku. Po prostu tak bardzo pogardzam ludźmi, którzy są zdolni zrobić coś takiego. To jakby powiedzieć: „Zrób to raz, a może się wywiniesz. Zrób to sto razy. W końcu cię dopadną".

Fricke:Kiedy cię zatrzymano pod zarzutem użycia przemocy tego lata, Courtney zeznała, że trzymasz w domu broń. Dlaczego myślisz, ze potrzebujesz broni?


Kurt o broni
Kurt:Lubię broń. Lubię strzelać.

Fricke:Gdzie i do czego?


Kurt: Kiedy idziemy na strzelnicę do lasu. To nie jest oficjalna strzelnica, ale nie jest to niezgodne z prawem. Tam jest taki ogromny klif, więc możemy być pewni, że nikogo nie zranimy. Wokół nie ma żywej duszy.

Fricke:Nie sądzisz, że trzymanie w domu broni jest niebezpieczne, szczególnie ze względu na twoją córkę Frances?

Kurt: Nie. To jest nasze zabezpieczenie. My nie mamy ochroniarzy. Atakowano i zamordowano wielu mniej sławnych ludzi od Courtney i mnie. To mógłby być ktoś przypadkowy, kto chciałby obrabować dom. Właściwie mam jedną naładowaną broń, ale jest schowana w bezpiecznym miejscu - w szafce, do której Frances w żaden sposób nie dosięgnie. Mam też M-16, którym świetnie się strzela. To jedyny sport, jaki kiedykolwiek lubiłem. Nie mam na tym punkcie obsesji.

Fricke:Co Courtney myśli o trzymaniu broni w domu?
kurt o strzelaniu
Kurt:Była przy tym, gdy ją kupowałem. Posłuchaj, nie jestem zbyt silnym facetem, nie mógłbym powstrzymać napastnika z bronią czy nożem. Ale nie zamierzam stać z boku i patrzeć, jak ktoś morduje moją rodzinę. Nie zawahałbym się odstrzelić takiemu łba. Ta broń jest u nas wyłącznie dla naszego bezpieczeństwa. Czasami mogę pójść sobie postrzelać i dobrze się bawić.Do celu, podkreślam [śmieje się].

Fricke:Ludzie z reguły sądzą, że ktoś kto sprzedał kilka milionów płyt, musi żyć naprawdę wystawnie. Jak bogaty się czujesz? Według jednej z wersji miałeś kupić nowy dom i urządzić w nim studio, ale podobno twój księgowy powiedział, że cię na to nie stać.

Kurt:Tak, to prawda. Po prostu jakiś czas temu dostałem czek za tantiemy, od płyty Nevermind, na dość pokaźną sumę. Kiedy nagrywaliśmy, myślałem - „Boże zarobię 10 a może 15 milionów dolarów", ale to nie tak. Nie żyjemy wystawnie. Nadal jem makaron Kraft i ser, ponieważ to lubię i przywykłem do tego. Nie jesteśmy rozrzutni.Nie mam pretensji do dzieciaków, którym wydaje się, że jeśli ktoś sprzedał dziesięć milionów płyt, jest milionerem i jest ustawiony na resztę życia. Ale to nie tak. W zeszłym roku wydałem milion dolarów i nie wiem, jak to zrobiłem. Naprawdę. Kupiłem dom za 400 tysięcy. Podatek wyniósł mnie kolejne 300 z kawałkiem. Co jeszcze? Trochę pieniędzy pożyczyłem matce. Kupiłem samochód. I to by było na tyle.
Nie masz dużo do pokazania za ten milion.
To zdumiewające. Jednym z powodów, dla których nie pojechaliśmy w trasę, gdy Nevermind była w stanach naprawdę popularna, był mój sposób myślenia: „Pieprzyć to, dlaczego mam jechać w trasę. Mam chroniczne bóle brzucha, mogę nawet umrzeć w tej trasie. Sprzedaję miliony płyt, za milion dolarów mogę nic nie robić do końca życia". Ale nie ma sensu próbować tego tłumaczyć piętnastolatkowi. Sam nigdy bym w to nie uwierzył.

Fricke:Czy martwisz się o to. Jaki wpływ ma twoja praca i styl życia na małą Frances? Wydawało się, że bardzo jej się podoba dreptanie po twojej garderobie, choć ten świat musi być dla niej dość dziwny.

Kurt:Bardzo się o to martwię. Ona wydaje się lgnąć do każdego. Ciągle się przenosimy. Mamy dwie nianie, jedna pracuje na cały etat, a druga opiekuje się nią w weekendy. Kiedy bierzemy ją w trasę, przez cały czas jest wśród ludzi i nie wychodzi do parku zbyt często. Staramy się, jak możemy.

Fricke:W piosence „Serve The Seryants" śpiewasz - „bardzo się starałem mieć ojca, ale miałem tylko tatusia". Czy boisz się, że zrobisz te same błędy, jakie popełnili twoi rodzice?


Kurt:Nie, zupełnie się o to nie martwię. Mój ojciec i ja jesteśmy zupełnie innymi ludźmi. Wiem, że potrafię okazać o wiele więcej zainteresowania dziecku niż mój ojciec. Nawet gdybyśmy mieli się kiedyś rozwieść z Courtney, nie pozwoliłbym, żeby zauważyła między nami złe wibracje. Takie coś może mieć na dziecko naprawdę zły wpływ, ale tak dzieje się, kiedy rodzice nie są zbyt inteligentni.
Nie sądzę, żebyśmy byli z Courtney aż tak popieprzeni. W całym naszym życiu brakowało miłości, więc jeśli mamy jakiś wspólny cel, to właśnie zapewnienie Frances jak najwięcej miłości. To jest jedyna rzecz, której mogę być pewien, że nie pójdzie złe.

Fricke:Jak się wam układało w zespole przez ostatni rok? 


Kurt:Kiedy brałem narkotyki, było naprawdę źle. Nie mogliśmy się porozumieć. Krist i Dave nie rozumieli mojego problemu z narkotykami. Oni nigdy nie brali dragów. Nie rozmawialiśmy o tym zbyt często. Wyobrażali sobie różne rzeczy, jak większość ludzi i wcale nie mam o to do nich pretensji. Ale nic nie jest takie złe, jak się na początku wydaje. Odkąd jestem czysty, nasze stosunki się poprawiły. Z wyjątkiem Dave'a. Nadal się o niego martwię, ponieważ on przez cały czas czuje się zagrożony. Nadal czuje się jakby nie do końca pełnoprawnym członkiem Nirvany...

Fricke:Wydaje mu się, że nie przeszedł pomyślnie weryfikacji?

kurt o Davie
Kurt:No właśnie. Nie rozumiem tego. Prawię mu tyle komplementów, ile tylko mogę. Zasadniczo nie jestem osobą, która prawi komplementy, szczególnie podczas prób. „Zróbmy tę piosenkę, zróbmy tamtą, zróbmy to jeszcze raz" - to wszystko. Myślę, że Dave jest osobą, która czasem potrzebuje wsparcia. Zauważyłem to, więc staram się często go chwalić.

Fricke:Więc to ty wszystkim kierujesz?

Kurt:Pytam o ich zdanie na temat różnych rzeczy, ale ostateczna decyzja należy do mnie. Zawsze dziwnie się czuję, kiedy o tym mówię, to wydaje się takie egoistyczne. Ale jeszcze nigdy się nie kłóciliśmy. Dave, Krist i ja nigdy jeszcze na siebie nie wrzeszczeliśmy.To nie jest tak, że oni boją się przedstawić swoje propozycje - zawsze pytam ich o zdanie, a oni mówią, co myślą. W końcu wszyscy dochodzimy do tych samych wniosków.

Fricke:Czy nigdy nie zdarzyła się wam nawet ożywiona dyskusja?

Kurt:Tak, na temat tantiemów od pisania piosenek. Wszystkie teksty piszę ja. Jeżeli chodzi o muzykę, do mnie należy jakieś 75 procent, reszta należy do nich. Myślę, że to w porządku. Ale w czasie kiedy ta sprawa wyszła, brałem narkotyki. Oni bali się, że mogę zacząć prosić o więcej rzeczy. Bali się, że mogę oszukiwać ich na wypłacie i takich rzeczach. Ale nawet wtedy nie wrzeszczeliśmy na siebie i wszystko dzieliliśmy uczciwie.

Fricke:Biorąc pod uwagę wszystkie twoje obiekcje na temat grania „Smells Like Teen Spirit" i pisania podobnych piosenek, odpowiedz na pytanie - czy umiesz wyobrazić sobie, że nie ma Nirvany, że grasz sam?

Kurt:Nie sądzę, żebym kiedykolwiek był w stanie zrobić coś sam, jakieś solowe przedsięwzięcie Kurta Cobaina.

Fricke:Nie brzmi to najlepiej, prawda?

Kurt:Prawda [śmieje się]. Chciałbym pracować z ludźmi, którzy robią coś zupełnie innego od tego, co ja robię.

Fricke:To nie wróży dobrze na przyszłość ani Nirvanie, ani waszej muzyce.

Kurt:To właśnie sugeruję od początku tego wywiadu. Że jesteśmy prawie wypaleni. Doszliśmy do miejsca, gdzie zaczynamy się powtarzać. Nie mamy do czego dążyć ani czego oczekiwać.
Najlepszy dla nas czas był wtedy, gdy wychodziła płyta Nevermind. Wyruszyliśmy w trasę po Stanach, podczas której graliśmy w klubach. Koncerty zawsze były udane, a płyta sprzedawała się doskonale. Wtedy były w powietrzu jakieś nadzwyczajne wibracje, jakaś energia. Działo się coś wyjątkowego.Naprawdę jest mi przykro to mówić, ale jeśli nie zaczniemy eksperymentować, nie będzie przyszłości dla Nirvany. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jeśli ci sami ludzie pracują przez cały czas razem, są ograniczeni. Naprawdę chcę popracować nad nowymi rzeczami i wiem, że Krist i Dave też tego chcą. Alę nie jestem pewien, czy możemy dokonać tego razem. Nie chcę wydawać kolejnej płyty, która zabrzmi tak samo, jak trzy poprzednie.Jedno co wiem, to to, że nagramy przynajmniej jeszcze jedną płytę i wiem już jak będzie brzmiała. Ten album będzie bardzo ezoteryczy podobny do ostatniej płyty R.E.M. Potrafię napisać kilka dobrych piosenek. Nie wiem, jak oni to robią. Boże, oni są najlepsi. Podeszli do sukcesu, jaki odnieśli, spokojnie. Cały czas nagrywają wspaniałą muzykę.
Chciałbym, żeby nasz zespół też tak robił, a my utknęliśmy gdzieś w połowie drogi. Zostaliśmy zaszufladkowani. Czym jest R.E.M.? Kockiem studenckim? To do nich nie pasuje. Grunge jest równie szerokim pojęciem jak new wave. Nie możesz się z tego wydostać. Ale to minie. Trzeba mieć nadzieję, że zaakceptuje cię nowa publiczność albo twoja publiczność dorośnie z tobą.

Fricke:A co będzie, jeśli dzieciaki powiedzą - „To nam się nie podoba, spadajcie".


Kurt:No cóż... [Śmieje się]....



                                
                                     Pieprzyć ich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz